Jak zdążyliśmy się przekonać, RoboCop nie okazał się być "the future of law enforcement". Przyznaję, że cieszę się z tego powodu. Lepiej zachowanie człowieczeństwa przez Murphy'ego-cyborga oglądać na ekranie niż sprawdzać w rzeczywistości.
Pod koniec tego albo na początku przyszłego roku w kinach zagości nowa wersja kultowej produkcji z lat 80. Na pewno wiem na razie tyle, że nie podoba mi się hełm nowego RoboCopa, ale z niecierpliwością czekam na premierę. Nie ma to jak nutka niepewności związana z tym, jak przyjmie się po latach historyjkę o walce dobra z OCP.
Kolejna produkcja, na którą czekam, to "Gra Endera". Zdaje się, że to pierwsza ekranizacja jednej z moich ulubionych książek fantastycznonaukowych. Tu z kolei lekka nutka każe sprawdzić, czy realizatorzy poradzili sobie z dosyć trudnym zadaniem.
W "Grze Endera" Ziemię zaatakowały istoty myślące, zaawansowane technicznie, wyglądające jak duże pszczoły - tak to pamiętam. Coś podobnego jak w "Starship Troopers" (ciekawostka: film o żołnierzach kosmosu zrobiła ekipa "RoboCopa" pod wodzą Paula Verhoevena), tylko zupełnie inaczej. Przede wszystkim w Troopersach na pierwszym planie znajdowała się galaktyczna piechota (tak jakby morska), a w "Enderze" chodzi o odnalezienie i przeszkolenie cudownego dziecka-dowódcy.
Na koniec coś, co będzie można oglądać w kinach mniej więcej w tym samym czasie co Endera. Jeśli chodzi o tematykę, znajduje się zdecydowanie bliżej nas niż wymienione wyżej opowieści. O istnieniu "Gravity" dowiedziałam się tydzień temu, kilka godzin po tym, jak astronauci z ISS odbyli spacer kosmiczny w celu naprawy systemu chłodzenia. Z zapowiedzi wynika, że film Alfonso Cuarona jest taki jak trzeba, taki jak kosmos: straszny, ale jaki piękny!