wtorek, 28 stycznia 2014

Guttentag

"Schneller! Schneller!", "Achtung: Minen", "Hände hoch!", "Wojna? Nie, to inni, ja byłem wtedy na wczasach na Lazurowym Wybrzeżu" itp.
Mimo kilku lat nauki języka niemieckiego nadal kojarzę go tak a nie inaczej. Jestem też z tych, dla których nazwy "Junkers", "I.G. Farben", czy "ThyssenKrupp" brzmią źle. I chociaż naprawdę próbuję się zmienić to smutnieję kiedy widzę "19:33" na wyświetlaczu zegara.
Jakiś błąd w systemie, na szczęście nieszkodliwy.

Guttentag to inaczej Dobrodzień.

Jedzie sobie człowiek przez opolskie, niczego nie podejrzewa, a tu, panie dzieju, niemiecki na tablicy  z nazwą miejscowości wyskakuje. Pod wersją polską, oczywiście. To ci dopiero!

Przez prawie 50 lat po II wojnie udało się wszczepić w wielu Polakach przekonanie, że gdyby nie ZSRR to Niemcy wróciliby na ziemie odzyskane. Propaganda niespecjalnie musiała się wysilać, politycy z Zachodu sami się podkładali. Nawet w nowych czasach. Nie powiem, że doskonale, ale pamiętam nerwówkę związaną ze zjednoczeniem Niemiec. Enerdefen wcale nie był taki znowu prędki, żeby granicę potwierdzać.
Było, minęło. Nigdy wcześniej w historii nie było tak bezpiecznie jak teraz. Pozostają szczegóły, np. polscy dyplomaci zabiegają o polską pisownię imion, nazwisk i nazw na Litwie, a Kaszubi nie są podejrzewani o dążenie do autonomii w związku z używaniem dwujęzycznych nazw na swoim historycznym terytorium.
Nie mam pojęcia, co czują Litwini patrząc na polskie znaczki przypominające dawny zabór, ale wiem co czuję ja, kiedy patrzę na "Guttentag". Czuję się dziwnie. Tak to jest jak emocje biorą górę nad rozsądkiem. Powoli wracam już jednak do równowagi po tym wstrząsie. Mam taki sprytny plan, żeby przyzwyczaić się do polsko-niemieckich tablic.
Poza tym, kto powiedział, że za 20-30 lat pod niemieckimi nazwami na tablicach w byłej NRD nie pojawią się polskie? Taki chichot historii.

Rzucę co jakiś czas czujne spojrzenie na sąsiada, ale nie muszę stać na straży granicy na Odrze i Nysie. Ona sobie doskonale radzi bez emocji.