Sporo się dzieje w naszym "pobliżu", pomimo tego, że NASA ma coraz szczuplejszy budżet. Europejska ESA, japońska JAXA, chińska CNSA, indyjska ISRO i rosyjski Roskosmos przecież nie śpią, chociaż mają węższy zakres działania. Najważniejszymi wydarzeniami w ostatnim czasie były: posadzenie lądownika Philae sondy Rosetta na komecie 67P/Czuriumow-Gierasimienko i przekazanie przez nią danych do analizy (za to wydarzenie odpowiada ESA), odkrycie przez teleskop Keplera planety, która ze wszystkich zaobserwowanych do tej pory najbardziej przypomina Ziemię (Kepler-452b), przelot sondy New Horizons w pobliżu Plutona, a także przedstawienie dowodów na występowanie na Marsie wody w stanie ciekłym (za te trzy ostatnie odpowiada NASA).
W badaniach kosmosu lipiec 2015 r. należał do Plutona. Po prawie dekadzie podróży sonda New Horizons dotarła w pobliże byłej 9 planety Układu Słonecznego.
Pamiętam, mniej więcej, tamten okres, kiedy Plutona zdegradowano. Zadecydowali o tym członkowie Międzynarodowej Unii Astronomicznej w sierpniu 2006 r. Decyzją administracyjną Pluton z planety stał się planetą karłowatą. Jego historia jako arystokraty naszego układu była bardzo krótka. Dożył jedynie 76 lat. Odkrył go w 1930 r. amerykański astronom, Clyde Tombaugh. Wcześniej Percival Lowell dokonał obliczeń wykazując, że za Neptunem musi coś być, ale to Tombaugh "złapał" Plutona (pracując zresztą w Obserwatorium Lowella). Ponieważ był to już XX wiek, istniały telegraf, radio i kino, więc informacje przekazywano bardzo szybko. Pluton stał się swego rodzaju celebrytą. Artykuły prasowe i kroniki filmowe na jego temat obiegły świat. W rezultacie nazwanie go na cześć mitologicznego boga podziemi zaproponowała 11-letnia brytyjska uczennica, a w 1930 r. w filmach Disneya pojawił się pies Pluto.
W fantastyce naukowej Pluton nie był częstym gościem w porównaniu z bliższymi nam ciałami niebieskimi, ale się pojawiał. Najbardziej zastanawiający przykład jego związku z popkulturą to jednak film "Śniadanie na Plutonie", w którym ta planeta występuje jedynie w tytule (to od słów piosenki: "Up on the Moon / We'll all be there soon / Watching the Earth down below / We'll journey to Mars / And visit the stars / Finding our breakfast on Pluto / Go anywhere without leaving your chair / And let your thoughts run free"; "Tam, na Księżycu / (Wszyscy) będziemy niedługo / Oglądając Ziemię w dole / Wybierzemy się na Marsa / Odwiedzimy gwiazdy / Znajdując śniadanie na Plutonie / Będziemy gdzie zechcemy, bez wstawania z krzesła / Pozwólmy myślom płynąć").
Trudno to wytłumaczyć, ale było mi po prostu przykro, kiedy Pluton przestał być pełnowymiarową planetą a stał się planetą karłowatą. To takie odebranie kawałka dzieciństwa (co musiała czuć Venetia Burney, owa brytyjska uczennica, która nadała mu imię!). Z lekcji geografii pamięta się przecież niektóre podstawowe liczby i nazwy, takie pewniki, np. Czomolungma - 8848, USA mają 50 stanów, Rów Mariański ma prawie 11 km głębokości, kontynentów jest siedem, jeśli liczyć Europę i Azję osobno, oceany są trzy itd. W tym zestawieniu pewników z dzieciństwa Układ Słoneczny miał 9 planet. A potem jedną z nich "zabrano".
Status planety Pluton stracił, kiedy New Horizons była już w drodze. Stało się to 24 sierpnia 2006 r., a sonda rozpoczęła podróż siedem miesięcy wcześniej, 19 stycznia.
Międzynarodowa Unia Astronomiczna miała oczywiście rację, trzeba było uporządkować sytuację, skoro wiedziano już od dłuższego czasu, że oprócz Plutona na krańcu naszego układu są inne ciała niebieskie nie będące planetami. Chodzi o Pas Kuipera - ogromny obszar rozciągający się za Neptunem, w którym znaleźć można tysiące obiektów różnej wielkości, w tym jak na razie dwa tak duże, jak Pluton.
W lipcu Internet zalała fala ciekawostek na temat byłej 9 planety US. Sonda będzie przesyłać materiały do analiz jeszcze przez wiele tygodni. Po raz pierwszy dysponujemy wyraźnymi, kolorowymi zdjęciami tego ciała, poza tym okazało się, że Pluton ma serce z lodu, tyle że azotowego. Historyjka mogłaby być taka, że są to jego zamarznięte łzy wylane w 2006 r. Albo że po degradacji prawdziwe serce mu zamarzło. Na wytłumaczenie tego, z czego składają się te ogromne równiny i co się na nich dzieje, jeszcze trochę poczekamy, a co do kształtu? Nam przypomina serce, bo chcemy po prostu uczłowieczyć tę planetę. To samo robimy w memach, animacjach i ogólnie, w grafikach z Plutonem w roli głównej. Poniżej kilka moich ulubionych produktów kolejnej w historii fali zainteresowania Plutonem. Animacja o tym, jak mu przykro, że Nowe Horyzonty już odleciały:
Cięta riposta Plutona na propozycję Neila deGrasse Tysona, żeby pogodził się z byciem planetą karłowatą (Neil deGrasse Tyson: "Ty nie jesteś planetą". Pluton: "A Ty nie jesteś Carlem Saganem"; Carl Sagan jest uznawany za najlepszego popularyzatora wiedzy o fizyce i Kosmosie):
To lekkie szaleństwo jest związane nie tylko z tym, że w oczekiwaniu na powrót na Księżyc i misję na Marsa możemy cieszyć się ciekawostkami z eksploracji krańców Układu Słonecznego. Istotny czynnik, to "pochodzenie" Plutona. Odkryto go w XX wieku, dokonał tego Amerykanin, a imię nadała mu brytyjska uczennica. Idealne warunki do stania się tematem medialnym. A wszystkie internetowe produkty tego szaleństwa wzmacniają tylko zainteresowanie Kosmosem. Może dzięki temu budżet NASA przestanie się kurczyć, a i do ESA popłynie większe wsparcie od krajów członkowskich.
A propos oczekiwania na misję na Marsa polecam sesję pytań i odpowiedzi z uczestnictwem przedstawicieli naukowców z NASA, opowiadających o potwierdzeniu przez Mars Reconnaissance Orbiter występowania na tej planecie wody w stanie ciekłym. Nie miałam pojęcia, że przeanalizowano już pod tym kątem szczegółowe dane dotyczące ok. 3% powierzchni Marsa. Z jednej strony to mało, ale z drugiej - to tylko część wysiłku badawczego. Są też inne badania przeprowadzane w ramach odrębnych misji. Co do ilości wody, która może płynąć okresowo po powierzchni Marsa, na pewno nie jest duża (gdy jeden z internautów zaproponował porównanie do wody cieknącej z kranu i Niagary, uczestniczący w dyskusji naukowcy wskazali tę pierwszą opcję), ale stwierdzenie jej występowania po wielu latach dyskusji naukowców na ten temat również robi ogromne wrażenie. A wiedzieliście, że łaziki i lądowniki marsjańskie dezynfekuje się przed podróżą? To wiedza z kategorii "oczywizmów". Teraz wydaje mi się to oczywiste, ale oglądając relację TVP z lądowania Pathfindera na Marsie w 1996 r., czytając o postępach Curiosity, czy ciesząc się sukcesami polskich studentów biorących udział w zawodach potencjalnych łazików marsjańskich, w ogóle o tym nie myślałam. A przecież zanim wyśle się na Marsa coś, co ma na nim wylądować albo po nim jeździć, trzeba usunąć z tego ziemskie formy życia. Terraforming nie może przecież rozpocząć się od przykrego incydentu w postaci zawleczenia tam czegoś, co może wyeliminować marsjańskie formy życia. Co przypomina mi opowiadanie science-fiction, które czytałam chyba w latach 90., niestety nie pamiętam ani jego tytułu, ani autora. Przedstawiało sytuację, w której po umożliwieniu podróżowania w czasie, w przyszłość został wysłany człowiek mający za zadanie dowiedzieć się, co spowodowało apokaliptyczną inwazję obcych owadów na Ziemię i jak je wyeliminować. Wysyłający go w misję wierzyli, że w przyszłości dostępna będzie taka wiedza. Swoim wehikułem człowiek ten przenosi się w odpowiedni moment, pozyskuje wiedzę i wraca, po to tylko, by dowiedzieć się, że właśnie przeniósł ze sobą zabójcze owady.
Wśród wątków pobocznych w dyskusji pojawił się temat finansowania NASA. Jeden z najbardziej pociesznych pomysłów internautów polegał na poproszeniu studia Disneya o przekazanie części zysków z nowych "Gwiezdnych wojen" amerykańskiej agencji kosmicznej. Można też pomyśleć o innych tytułach. Mars cieszy się bowiem zdecydowanie większym powodzeniem w kulturze niż Pluton. Przed nami kolejny film opowiadający o misji załogowej na czerwoną planetę: "Marsjanin" Ridleya Scotta, na podstawie powieści Andy'ego Weira. Obecnie, dzięki lądownikom, sondom i łazikom, wiedza naukowców na temat tej planety jest bardzo duża, a konsultantami byli pracownicy NASA, więc film powinien robić wrażenie realizmem, mimo że to nadal fantastyka. Prawdziwa misja na Marsa nie wydarzy się bowiem wcześniej niż w latach 20. (obietnice z przełomu XX i XXI w.) bądź 30. (bardziej zachowawcze podejście) naszego wieku.