"Zrób kabaret, po prostu zrób kabaret,To takie proste, choć przecież takie stare.Więc się nie tłumacz, że wszystko jest źle,Ale po prostu uśmiechnij się!
Zrób kabaret, po prostu zrób kabaret,Między dialogi piosenek włóż parę.Zaproś publiczność i krzesła im daj,Potem recytuj, śpiewaj i graj!".
Nigdy nie byłam na Pace w Krakowie. Raz tylko oglądałam przypadkiem próby kilku kabaretów i przygotowania żołnierzy, którzy w uliczce na tyłach klubu studenckiego "Żaczek" ćwiczyli marsz ze "Zrób kabaret" na ustach. Całkiem nieźle im to wychodziło.
Kiedy studiowałam w Krakowie, PAKA była dla mnie niepotrzebnym wydatkiem. Dlatego kiedy trafiłam do Rybnika, postanowiłam zobaczyć Ryjka, czyli Rybnicką Jesień Kabaretową. Udało mi się w tym roku. Obejrzałam koncert jubileuszowy z okazji dwudziestolecia Jesieni. Warto było. Koncert trwał kilka godzin i przez większą część był co najmniej umiarkowanie zabawny. Zdarzały się też jednak momenty, kiedy czułam mniejsze lub większe zażenowanie. Domyślałam się, że w takich momentach śmiech części widzów następuje jakby z rozpędu, bo przecież jesteśmy na koncercie kabaretowym - trzeba się śmiać. W przyszłym roku postaram się zobaczyć konkurs, żeby sprawdzić, czy kiedy się tego nie nagrywa, skecze są na wyższym poziomie.
Od kiedy oglądałam w telewizji Potem, Tey, Kabaret Olgi Lipińskiej i powtórki Starszych Panów, czy Dudka, minęło trochę czasu. Miałam dwa kanały do wyboru i z tego co kojarzę na kabarety trafić można było co najwyżej raz na tydzień, na jednym z nich. Ponoć teraz jest tak, że wystarczy sprawdzić kilka kanałów i na którymś na pewno będzie impreza kabaretowa. Namnożyło się wydarzeń, telewizja lubi je transmitować i retransmitować. W związku z tym mówi się o rozmienianiu talentu kabareciarzy na drobne. Zgadzam się z tym. Coraz trudniej znaleźć dobry skecz. Dobry, czyli trafiający w gust. Nawet tak kontrowersyjna postać, jak Ricky Gervais, posługująca się często humorem na poziomie kreta na Żuławach Wiślanych, czasem potrafi trafić w mój gust. Czyli da się. Najbardziej lubię jednak żarty, w których obśmiewa się tak, żeby obśmiewani dobrze się bawili. W takich przypadkach sypiący żartami po prostu śmieje się także z siebie.
Artysta kabaretowy nie ma pokazywać, że to "zwykli ludzie" są głupi a on jest jaśnie panem łaskawie wytykającym im błędy. Artysta kabaretowy ma być od tego, żeby zauważyć niedociągnięcia w sobie i otoczeniu i kpić z nas wszystkich, dopóki nie zatrzyma go wyczucie smaku.
Nie chcę poświęcać czasu na czytanie opracowań dotyczących upadku polskiego kabaretu. Domyślam się natomiast, że sporo takich powstało, bądź też powinno powstać, bo temat jest chwytliwy. Inna rzecz, której się domyślam, dotyczy zbytniego upraszczania: w PRL musieli omijać cenzurę, więc było mądrzej i dowcipniej, a teraz nie ma cenzury i nie trzeba się wysilać. Albo: kiedyś ludzie byli mądrzejsi, teraz są głupsi i telewizja, a z nią kabarety, muszą schlebić tym niskim gustom.
Bzdura.
Po pierwsze, w cenzurze nie pracowały same tępaki. W końcu ludzie byli wtedy mądrzejsi, prawda? Polska władza socjalistyczna raczej dbała o wentyle bezpieczeństwa, żeby społeczeństwo nie wybuchało za często. Kabaret był jednym z takich wentyli. Cenzura więc od czasu do czasu przymykała oczy. Na pewno jednak toczyła się między artystami i cenzorami gra, dająca czasem niesamowite rezultaty. Najlepszym przykładem na to jest Tey, chcący zamienić miejscami Polskę ze Szwecją, czy opowiadający o produkcji "bombek" na choinkę. Złym jest Jan Pietrzak, do tej pory zawodzący o tym, żeby Polska była Polską. Do stworzenia dobrego kabaretu cenzura nie jest jednak warunkiem koniecznym. Jakoś nie wiążę Kabaretu Starszych Panów, czy Potem z przemycaniem treści politycznych. Podstawą był dla nich tekst i solidne przygotowanie. Dodać do tego dobre a nawet świetne aktorstwo i mamy sukces.
Po drugie, to wcale nie jest zamknięte koło: ludzie są głupsi, produkuje się dla nich głupsze programy, oni stają się jeszcze głupsi, więc pokazuje się im jeszcze głupsze programy. Masowy odbiorca to tylko hipotetyczny twór jakim stacje chwalą się przed reklamodawcami. Winne są zatem stacje, chcące więcej zarobić. Przy czym widzowie nie będą oglądać, tylko telewizor będzie włączony w tle. Zupełnie inny efekt niż przy "Niewolnicy Isaurze", kiedy - zgodnie z legendą - ulice polskich miast i drogi na wsi były wyludnione a obywatele przyklejeni do odbiorników. I nie ma w tym zasadniczo nic złego - stacja telewizyjna ma wyniki oglądalności, czym pozyskuje kolejnych reklamodawców. Ci sami telewidzowie mogą też później, kiedy już ogarną się po pracy, oglądać filmy fabularne, dokumenty BBC, czy seriale HBO bądź Netflixa. Gdyby w polskiej telewizji zaproponować im coś innego niż imprezę kabaretową, np. powtórkę Potem albo Tey, prawdopodobnie większość z nich nie miałaby nic przeciwko, o czym jednak nie poinformowaliby danego nadawcy. Z tym da się żyć, ale po co wmawiać obywatelom, że są coraz głupsi, skoro kiedyś za szczytowe osiągnięcie kultury mogła być uważana Isaura?
Z pewnością polskim kabareciarzom przydałaby się długa telewizyjna absencja. To jest coś, co mogłoby im pomóc stanąć na nogi. Niech bez telewizji sprawdzą, czy aby na pewno publiczność ma żenująco niski gust. Może gdyby kilka razy nie zapełnili sal, wzięliby się do koncepcyjnej roboty a do tego poćwiczyli aktorstwo. Zarabiają jednak na tych telewizyjnych występach za dużo, więc jest to mrzonka.
Oprócz sprawdzenia konkursów Ryjka, a w dalekiej przyszłości Paki, na razie nie planuję oglądania współczesnych polskich kabaretów. Nie wykluczam jednak, że kiedyś znowu mogą być zabawne. Póki co, kultowi twórcy pozostawili po sobie wystarczająco dużo materiału, żeby przetrwać ten smutny czas.
Artysta kabaretowy nie ma pokazywać, że to "zwykli ludzie" są głupi a on jest jaśnie panem łaskawie wytykającym im błędy. Artysta kabaretowy ma być od tego, żeby zauważyć niedociągnięcia w sobie i otoczeniu i kpić z nas wszystkich, dopóki nie zatrzyma go wyczucie smaku.
Nie chcę poświęcać czasu na czytanie opracowań dotyczących upadku polskiego kabaretu. Domyślam się natomiast, że sporo takich powstało, bądź też powinno powstać, bo temat jest chwytliwy. Inna rzecz, której się domyślam, dotyczy zbytniego upraszczania: w PRL musieli omijać cenzurę, więc było mądrzej i dowcipniej, a teraz nie ma cenzury i nie trzeba się wysilać. Albo: kiedyś ludzie byli mądrzejsi, teraz są głupsi i telewizja, a z nią kabarety, muszą schlebić tym niskim gustom.
Bzdura.
Po pierwsze, w cenzurze nie pracowały same tępaki. W końcu ludzie byli wtedy mądrzejsi, prawda? Polska władza socjalistyczna raczej dbała o wentyle bezpieczeństwa, żeby społeczeństwo nie wybuchało za często. Kabaret był jednym z takich wentyli. Cenzura więc od czasu do czasu przymykała oczy. Na pewno jednak toczyła się między artystami i cenzorami gra, dająca czasem niesamowite rezultaty. Najlepszym przykładem na to jest Tey, chcący zamienić miejscami Polskę ze Szwecją, czy opowiadający o produkcji "bombek" na choinkę. Złym jest Jan Pietrzak, do tej pory zawodzący o tym, żeby Polska była Polską. Do stworzenia dobrego kabaretu cenzura nie jest jednak warunkiem koniecznym. Jakoś nie wiążę Kabaretu Starszych Panów, czy Potem z przemycaniem treści politycznych. Podstawą był dla nich tekst i solidne przygotowanie. Dodać do tego dobre a nawet świetne aktorstwo i mamy sukces.
Po drugie, to wcale nie jest zamknięte koło: ludzie są głupsi, produkuje się dla nich głupsze programy, oni stają się jeszcze głupsi, więc pokazuje się im jeszcze głupsze programy. Masowy odbiorca to tylko hipotetyczny twór jakim stacje chwalą się przed reklamodawcami. Winne są zatem stacje, chcące więcej zarobić. Przy czym widzowie nie będą oglądać, tylko telewizor będzie włączony w tle. Zupełnie inny efekt niż przy "Niewolnicy Isaurze", kiedy - zgodnie z legendą - ulice polskich miast i drogi na wsi były wyludnione a obywatele przyklejeni do odbiorników. I nie ma w tym zasadniczo nic złego - stacja telewizyjna ma wyniki oglądalności, czym pozyskuje kolejnych reklamodawców. Ci sami telewidzowie mogą też później, kiedy już ogarną się po pracy, oglądać filmy fabularne, dokumenty BBC, czy seriale HBO bądź Netflixa. Gdyby w polskiej telewizji zaproponować im coś innego niż imprezę kabaretową, np. powtórkę Potem albo Tey, prawdopodobnie większość z nich nie miałaby nic przeciwko, o czym jednak nie poinformowaliby danego nadawcy. Z tym da się żyć, ale po co wmawiać obywatelom, że są coraz głupsi, skoro kiedyś za szczytowe osiągnięcie kultury mogła być uważana Isaura?
Z pewnością polskim kabareciarzom przydałaby się długa telewizyjna absencja. To jest coś, co mogłoby im pomóc stanąć na nogi. Niech bez telewizji sprawdzą, czy aby na pewno publiczność ma żenująco niski gust. Może gdyby kilka razy nie zapełnili sal, wzięliby się do koncepcyjnej roboty a do tego poćwiczyli aktorstwo. Zarabiają jednak na tych telewizyjnych występach za dużo, więc jest to mrzonka.
Oprócz sprawdzenia konkursów Ryjka, a w dalekiej przyszłości Paki, na razie nie planuję oglądania współczesnych polskich kabaretów. Nie wykluczam jednak, że kiedyś znowu mogą być zabawne. Póki co, kultowi twórcy pozostawili po sobie wystarczająco dużo materiału, żeby przetrwać ten smutny czas.
"Czarować masy mogą tylko artyści,Pięknymi słowy, wdziękiem ujmować,Za to tak kochamy, lubimy ich wszyscy,Byle tego innym nie darować,Artyści mogą masy robić w balona,W osła i w barana, ogółem w konia,A kto inny naszą maskę ubierze,To takiego... aż poleci pierze".