Niby coś tam się wie i kojarzy, ale potrzebny jest jakiś impuls, by zainteresować się tematem. W tym przypadku kilka lat temu "swoje" zrobiły film ("Cry Freedom" Richarda Attenborough) i piosenka ("Biko" Petera Gabriela).
Wybieramy się na afrykański kontynent. Interesuje nas Republika Południowa Afryki i system podziału, który tam kiedyś wprowadzono - apartheid.
Na początku XX wieku, kiedy skończyły się wojny burskie, południową Afryką formalnie władali Anglicy. Częścią władzy podzielili się jednak z białymi potomkami europejskich (głównie holenderskich) osadników, zwanych Afrykanerami lub Burami. By nie dochodziło do niebezpiecznych sytuacji z czarną większością zamieszkującą kraj biali postanowili się odseparować i zalegalizować system, który nazwano apartheidem – polityką podziałów rasowych.
W tym samym czasie kiedy Niemcy uchwalali ustawy norymberskie i organizowali kryształową noc, Afrykanerzy i angielska ludność RPA opracowywali podstawy ideowe apartheidu.
Rok 1960 ONZ ogłosił Rokiem Afryki. Niepodległość uzyskało wtedy wiele krajów tego kontynentu. Tymczasem RPA było już niezależne i w najlepsze wprowadzało politykę podziałów. Na lata 50. i 60. przypada szczyt rozkwitu tego systemu. Specjalne ustawy regulowały sprawę przydziału do odpowiedniej kategorii rasowej, zabraniały mieszanych małżeństw i intymnych stosunków pomiędzy osobami różnych ras. Zabronione było także samo przebywanie na zastrzeżonym dla jednej z ras obszarze. W południowej Afryce można było być białym, czarnym, kolorowym albo Azjatą. Dochodziło do specyficznych rozwiązań, podobnych do tych stosowanych przez nazistów - na przykład przydatnych dla systemu Japończyków uznano w RPA za honorową rasę białą.
Czarną ludność powoli zamykano w kilku wyznaczonych obszarach. Ideą było stworzenie im na terenie Republiki Południowej Afryki - na mało atrakcyjnych osadniczo terenach zależnych od Afrykanerów - państw, tzw. bantustanów. Świat sprzeciwiał się tym praktykom, ale pewnie kojarzycie, że we wzorcowej demokracji, czyli Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, bycie czarnym również oznaczało gorszą kategorię obywatelstwa i człowieczeństwa. Kiedy w latach 50. i 60. biali w RPA oddzielali się murem zakazów i nakazów od kolorowych a wszelki sprzeciw napotykał zdecydowaną reakcję południowoafrykańskich sił bezpieczeństwa, w ogólnokrajowych amerykańskich gazetach pojawiło się nazwisko Martina Luthera Kinga i hasło walki z rasizmem. W 1963 roku doktora Kinga zabito. Rok później prezydent Lyndon B. Johnson zniósł podziały rasowe obywateli. Była to kolejna prawna gwarancja, której przestrzegania należało bronić. Chociaż niewolnictwo zniesiono sto lat wcześniej a równouprawnienie wszystkich mieszkańców USA zapewniała konstytucja, to tak naprawdę walka o równe prawa Afroamerykanów trwa do dziś. Martin Luther King w swoim najsłynniejszym przemówieniu wyznał, że ma marzenie, w którym świat nareszcie jest piękny a jego dzieci nie są oceniane na podstawie koloru skóry, lecz poprzez swoje zdolności. Nie doczekał tego momentu. Nie doczekał tego również bohater południowej Afryki – Steve Biko.
Steve Biko |
Biko był jednym z wielu działaczy nielegalnych organizacji murzyńskich walczących z apartheidem. Władze mogły go zamknąć w więzieniu praktycznie w każdej chwili, wykorzystując do tego ustawę o antyterroryzmie, której dobrodziejstwa południowoafrykański rząd docenił na długo przed amerykańską administracją George’a W. Busha.
Historię Biko znamy dzięki relacji białego dziennikarza, Donalda Woodsa. Z opowieści tej wynika, że Steve'a Biko jako żarliwego bojownika, niebojącego się sięgać po broń, Afryka poznała kiedy współorganizował protesty w Soweto w latach 70. Sprzeciwiano się tam między innymi usunięciu języka zulu ze szkół. Bardzo długo Biko wymykał się władzom, ale w 1977 roku - po krwawym stłumieniu kolejnych zamieszek - służbom bezpieczeństwa udało się aresztować także przywódców ruchów antyrasistowskich.
Przez miesiąc Steve'a Biko torturowano w więzieniu. Kiedy w wyniku doznanych obrażeń zmarł chciano pozbyć się ciała bez rozgłosu. Jednak świat już wiedział o tym co się stało. Dziennikarze dostarczyli zdjęcia, z których jasno wynikało, że przyczyną śmierci najsłynniejszego już wtedy bojownika o prawa czarnej ludności RPA nie był strajk głodowy.
W 1990 roku rozpadał się Związek Radziecki, upadał berliński mur, prezydentem Polski zostawał Lech Wałęsa. W RPA przyszła pora dokonania zmian. Najważniejszą było zalegalizowanie murzyńskiej partii politycznej w postaci Afrykańskiego Kongresu Narodowego. Z więzienia wypuszczono jej działaczy, w tym Nelsona Mandelę. W 1994 roku, kiedy to formalnie zniesiono apartheid, został on pierwszym od ponad stu pięćdziesięciu lat czarnym przywódcą południowej Afryki.
Od ponad dziesięciu lat w RPA trwa proces rozliczania zbrodniczego systemu, jednak nadal nie udało się wskazać winnych śmierci Steve'a Biko.
September '77Port Elizabeth weather fineIt was business as usualIn police room 619Oh Biko, Biko, because BikoOh Biko, Biko, because BikoYihla Moja, Yihla Moja-The man is dead(...)The outside world is black and whiteWith only one colour dead.