środa, 26 grudnia 2012

Turoń z trąbką

Sympatyczny zwyczaj - kolędowanie. Nie chodzi przy tym o rodzinne śpiewanie przy kominku, tylko o grupy przebierańców występujące pod oknami wiejskich domów. W ten sposób młodzi ludzie domagają się od gospodarzy dofinansowania (dokładne cele powinny pozostać tajemnicą). U nas zwykle chodzą chłopcy w wieku od kilku do kilkunastu lat. Grupy są raczej liczne. W tym roku przewinęło się ich już kilka, z czego jedna była naprawdę solidnie przygotowana. Panowie mieli w zestawie turonia, gwiazdę, chłopa i babę, trzech króli (w zeszłym roku narodził się, bądź też powrócił, zwyczaj, by 6 stycznia trzej królowie chodzili kolędować po raz wtóry, wszak to kolejna okazja do drobnego zarobku) i nie-wiadomo-co. Na dodatek niebrzydko śpiewali, znali więcej niż pierwszą zwrotkę i refren jednej kolędy, no i ładnie grali na akordeonie, przeszkadzajkach i trąbce. Ta ostatnia była dosyć egzotyczna - nie kojarzę jej z lat poprzednich. A przecież to dzięki niej kolędników usłyszałam już z daleka, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Oznacza to, że w ciągu kilku zaledwie lat zmieniłam swe nastawienie do kolędniczego zwyczaju - od nielubienia, poprzez chłodną rezerwę i pobłażliwość do życzliwości. To ci dopiero!

Z dzieciństwa pamiętam jakąś grupę szopkarzy, przypuszczalnie miejscowych. Przedstawienie dali w domu, tak jak nakazuje tradycja. Zapamiętałam ich nie dlatego, że był to wspaniały występ. Może był a może nie. Pamiętam ich, bo jedna z figurek została przez kogoś położona na blasze trociaka i lekko się rozpłynęła. Może to był mój durny psikus a może próba ogrzania zmarzniętego mieszkańca szopki? Łaskawy upływ czasu zatarł ten szczegół.

Czy się wierzy, czy się nie wierzy, grudniowe święta, jeśli im na to pozwolimy, potrafią dostarczyć niemało radości. I to jest dobre.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Gizmo

Zapomniałam poprzednio zaktualizować stan orzechowej rozgrywki. Otóż wiewiórki przychodzące "na kradziołę" z lasu na moje osiedle podprowadziły z piwnicy sąsiadów cały zapas orzechów na zimę. Systematycznie, cierpliwie, skutecznie. Kwinto byłby z nich dumny, ale one by się tym pewnie nie przejęły, bo nie znają pojęcia kradzieży ani sprawiedliwości. Mają za to niemal stuprocentowe szanse na przeżycie wyniszczającej pory roku.
Przy okazji - czy leci z nami biolog mogący sprawdzić, jak się ma zabawna strona o wiewiórkach do faktów?


Gizmo chyba nie mówił ludzkim głosem. Nawet od święta. Swoją drogą to też jesteście przekonani, że gdyby po zjedzeniu kolorowych opłatków zwierzęta z obór, chlewni, kurników, czy też - ogólniej - zagród przemówiły, byłyby to długie wiązanki przekleństw? Gizmo mówi, ale w języku mogwajów. Tak przynajmniej wynika z filmu o gremlinach, jaki obejrzałam ze dwadzieścia lat temu. Obecnie w moim języku funkcjonuje wyrażenie "iść na Playstation", co oznacza odwiedziny u kogoś, kto ma PS3 i pozwala mi mordować Niemców w "Call of Duty" i bandytów oraz potwory w "Borderlands". W tamtym czasie "chodziłam na wideo". Do jednych sąsiadów szłam oglądać kreskówki ze stajni Hanna-Barbera i Warner Bros., a do innych na projekcje filmowe. Jak odwiedzałam kuzynów w mieście na Śląsku to załapywałam się na wyprawę do wypożyczalni kaset wideo, gdzie przeglądaliśmy grube segregatory w poszukiwaniu zajmujących tytułów. To chyba właśnie kuzynom zawdzięczam kilka maratonów, na które składały się: Wojownicze Żółwie Ninja, Gremliny, Terminator, RoboCop, Rambo.

Gizmo reprezentuje wszystko to, co najlepsze w zwierzęciu-towarzyszu człowieka. Ma futro, szybko się uczy, lubi bliskość innych istot, jest dobry, cierpliwy i ciepły. Miodzio! Żeby nie było zbyt słodko ma też ogromny jak stąd do wieczności minus - kiedy się z nim postępuje niezgodnie z instrukcją to powstają coraz gorsze mogwajowe kopie. Ktoś nazwał sposób w jaki rozmnaża się Gizmo? Coś jak pączkowanie. Tym, którzy nie znają filmu opiszę to tak: po zetknięciu z wodą albo jedzeniem o nieodpowiedniej porze z pleców Gizmo wyskakują kulki sierści natychmiast przekształcające się w gremliny. Coraz bardziej nieszanujące swego przodka, coraz bardziej brzydkie, wredne i destrukcyjne chochliki. Każdy kolejny egzemplarz również może się w ten nieatrakcyjny dla człowieka sposób rozmnażać, więc jakby je zostawić samym sobie dosłownie zadeptałyby świat. Na szczęście Gizmo pozostaje taki jak na początku opowieści. No, może jednak nie do końca. Zmuszony okolicznościami z ciapowatej przytulanki przekształca się w gotowego na wszystko wojownika. (Typowe, jakże typowe dla tamtego pokolenia: spędzając długie godziny w klatce w sklepie starego Chińczyka naoglądał się chłopak filmów i myślał, że rzeczywistość wygląda tak jak w telewizji albo na taśmie VHS.) W jednej ze scen Gizmo naśladuje nawet Rambo. Kojarzycie część, w której bohater Stallone przy pomocy łuku i wybuchowej strzały niszczy latający czołg Mi-24? To to. Dzięki własnemu bohaterstwu i pomocy naprawiających swe błędy ludzi, Gizmo przywraca porządek. Gremliny tego nie przeżywają. Trudno oprzeć się wrażeniu, że na Gizmo wzorowali się twórcy zabawki Furby. Kiedyś spotkałam podróbkę albo może nawet oryginał Furbiego w sklepie i długą chwilę przesuwałam mu dłonią przed oczami, bo wtedy mruczał i przestępował z łapki na łapkę. Był wyrazem tęsknoty samotnych ludzi za odrobiną bliskości. Samotnych, którzy nie mogą albo nie chcą pozwolić sobie na zwierzę w domu. Z tego co pamiętam tak tłumaczono fenomen popularności Furbiego, Tamagotchi, a potem psa-robota. Takie uproszczenie. W każdym razie technika posunęła się już na tyle naprzód, że zbudowanie robota w kształcie zwierzęcia to dla konstruktorów pestka. Teraz inżynierowie są na etapie budowania robotów coraz bliższych ludziom, mających za zadanie bawić oraz pomagać. Gizmo jako postać filmowa miał więcej swobody niż Furby. Tyle tylko, iż nie można go przytulić, chyba że zdarzy się cud na miarę purpurowej róży z Kairu.

Bajka o Gizmo ma morał, a jakże. Jeśli bierzemy coś lub kogoś pod opiekę to i bierzemy odpowiedzialność. Jak coś pójdzie nie tak to nie będzie nawet komu się tłumaczyć i kogo prosić o pomoc. Chodzi więc o to, żeby nic nie poszło nie tak. A poza tym to nie jedzcie na noc.

PS Z tego nie da się zrobić rankingu, mogę tylko podkreślić, że to fenomenalne jak wiele potrafi zmieścić coś tak małego jak serce. W moim przypadku są to: Totoro, Gizmo, niektóre z Ewoków, R2-D2, WALL-E, Claptrap, Sulley z "Potworów i spółki", Kung Fu Panda, Optimus Prime, główni bohaterowie "Epoki lodowcowej", Falkor, Elmo i większość bandy muppetów, Aslan, pingwiny z Madagaskaru, Mufasa, zakochany kundel i pani jego serca, Kalaś i Pafnucek, Toothless, osiołek ze Shreka, Gromit, Teto towarzyszący Nauzyce z Doliny Wiatru, liczni bohaterowie dobranocek i wiele, wiele innych stworów.


czwartek, 13 grudnia 2012

Podsłuchiwanie

Zdrapek waży coraz więcej, co zapewne jest objawem tego, że ma się dobrze. Cieszę się jego szczęściem.
Na "Bardzo poważnie" regularnie pojawiają się bardzo dobre teksty.
Oh.banty po przerwie związanej z wielką ścianą powróciła do współpracy z Misterem Foxem.

Wspominałam już o swoich ulubionych programach z ramówki Żaka? Otóż od kilku lat niezmiennie miło spędzam czas w doborowym towarzystwie Kingi Dyndowicz ("Prawie jak w kinie", wtorki, 22:00-23:00) oraz Krzyśka Kijka i Izy Kwiatkowskiej ("Radio Żyletka", piątki, 23:00-24:00). Obu tych audycji chyba nigdy nie miałam okazji realizować. Mam nadzieję, że nie to jest tajemnicą ich sukcesu.
Nie wychowałam się "na radiu". Zaczęłam go często słuchać - z konieczności - dopiero pracując w Żaku. Dość szybko jednak te dwie godziny stały się dla mnie ważnymi towarzyszkami tygodnia.

Od czasu do czasu sprawdzam również jak miewają się "Teatralia" (Gabrysia Synowiec, poniedziałki, 19:00-20:00), "Audycja romańska" (Ania Napieralska, wtorki, 23:00-24:00), "Projektor" (Krzysiek Różycki, piątki, 18:00-19:00) i "Pigułka dźwiękowa" (Kuba Kowalczyk, piątki, 22:00-23:00).
Z sentymentu rzucam też uchem na "Audycję regionalną" (Kinga Filińska, wtorki, 17:00-18:00), "Piosenkę do wynajęcia" (Paula Młynarska, Piotr Kaźmierczak, Zuza Andrzejczak, soboty, 19:00-20:00), "Kabaretowy Patchwork Tematyczny" (Marta Pokorska, środy, 20:00-21:00) oraz "Pi er kwadrat" (Krzysiek Jastrzębski, poniedziałki, 17:00-18:00).

Studenckie Radio ŻAK Politechniki Łódzkiej nie jest rozgłośnią, której ramówkę można polecić w całości. Zdecydowanie jednak Żak jest w stanie pochwalić się audycjami z najwyższej półki. Kilkoma, a to już coś.

Takich stacji, co to można je polecać w całości już nie ma, prawda? Były kiedykolwiek poza złotą erą radia?
 
Korzystam z podcastów, a jak bardzo chcę to Internet zapewnia mi właściwie nieograniczone możliwości słuchania muzyki. Od spędzania czasu przy radiu z klasą mam natomiast "Prawie jak w kinie" i "Żyletkę" - audycje, na które czekam.