Po katastrofie z 10 kwietnia 2010 roku przez kilka tygodni - w ramach porannego czytania prasy - otwierałam w przeglądarce dwa okna: w jednym stronę "Naszego Dziennika" a w drugim "Gazety Wyborczej". To był prawdziwy szok, jakby odkrywało się dwa światy równoległe z opowiadań science-fiction (takie "Continuum Małgosi"). W dodatku było to bardzo smutne doświadczenie.
Mam nadzieję, że cały czas rozwijam się intelektualnie. W związku z tym swoim rozwojem coraz ciężej jest mi jednak przyjmować wizje rzeczywistości odmienne od mojej. Na przykład, nie wyobrażam sobie siebie w rozmowie, jaką Tomasz Kwaśniewski (Wyborcza) przeprowadził ze swoim prawicowym kolegą (Pranie.pl, Duży Format, 24.06.2010).
Nie chcę nawoływać do nienawiści i nie chcę stosować przemocy. Jak mam w takim razie reagować, gdy ktoś przy mnie mówi, że to nie była katastrofa tylko zbrodnia na najbardziej wartościowych sługach Polski i że to hańba, iż zadecydowano o usunięciu krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego? I te sprawy językowe: "Katyń", zamiast "Smoleńsk"; "bohaterowie", zamiast "ofiary".
Większość moich prawicowych znajomych nie widziała nic dziwnego w tym, że kilka lat temu sąd rozpatrywał sprawę człowieka, który miał obrazić najwyższy urząd w państwie. Sama też dałam wpuścić się w te maliny zastosowania obowiązującego prawa. Na szczęście jakiś czas temu zmieniłam zdanie. Staram się odróżniać coś za co można się obrazić, od tego czym może zająć się sąd (zniesławienie). Teraz niezmiernie dziwi mnie, iż ci sami ludzie, nawołujący wcześniej do zamknięcia za kratkami człowieka, który śmiał powiedzieć coś niezbyt pięknego o prezydencie Lechu Kaczyńskim, są zadowoleni z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, insynuującego, że w związku z katastrofą Tupolewa prezydent-elekt i szef polskiego rządu mają nieczyste sumienia i powinni zniknąć ze sceny politycznej (gdyby oczywiście w Polsce była demokracja, a nie tylko - jego zdaniem - jej fasada). W związku z katastrofą samo w sobie ciekawe jest zaś to, że o spisku, złych Rosjanach i strasznym polskim rządzie mówią rodziny ofiar związanych z prawicą. Albo po prostu tylko ich głosy cytują media.
W wielu opracowaniach dotyczących liberalizmu pojawia się troska o to, jak poradzi on sobie z tym, że ma wrogów. Ile naprężeń wytrzyma społeczeństwo, które priorytet daje wolności, indywidualizmowi, tolerancji, różnorodności i pokojowemu współistnieniu?
Pamiętam, iż była to jedna z rzeczy najbardziej denerwujących mnie przy okazji oglądania filmów i nauki historii (zwłaszcza tej XX-wiecznej: czemu na przykład po pokonaniu III Rzeszy alianci nie wymordowali wszystkich nazistów?). W filmach wojennych, czy sensacyjnych pojawia się słynne zdanie: "MY nie jesteśmy tacy jak ONI", nie jesteśmy jak ci źli, jesteśmy od nich lepsi. To bycie teoretycznie lepszym jest gorzką do połknięcia pigułką.
Na szczęście w odwodzie zawsze pozostaje Brudny Harry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz