Jechałam na koniu! Jedną minutę, a może nawet dwie (oczywiście koń był prowadzony). Pozostały czas z 5 minut mojej obecności blisko futrzaka ważącego ponad 500 kg i wysokiego na 1,70 m (w kłębie), to było wsiadanie i zsiadanie (dowiedziałam się, że są dwa sposoby zsiadania - amerykański i europejski; wybrałam europejski). Przez pierwsze 10 sekund zachowywałam się tak, jakbym siedziała w jednym z narzędzi tortur w wesołym miasteczku, czyli wręcz przykleiłam się do siodła i trzymałam mocno. Potem odważyłam się nieco obrócić i spojrzałam za siebie, a następnie na ziemię. Daleko do niej było, to fakt.
Dzisiaj w Arturówku odbyła się impreza spod znaku Łódzkiej Wioski Historycznej. W jej ramach strażnicy z Oddziału Konnego Straży Miejskiej w Łodzi zrobili mały pokaz konny, a potem umożliwili gawiedzi przejażdżki. Mnie pan strażnik zaskoczył trochę, bo myślałam, że jest kolejka chętnych i czekałam spokojnie na tyłach, a tu się okazało, że to już! Musiałam zrobić dwa podejścia do konia, bo strasznie się bałam. Bardzo sympatyczny pan strażnik zabezpieczał mnie przy skomplikowanych operacjach wsiadania i zsiadania, czyli właściwie najpierw popchnął na grzbiet zwierzaka, a następnie z niego ściągnął - bardzo pewnie, ale delikatnie. W dodatku spokojnym głosem, jakby mówił do swojego towarzysza, powtarzał mi, że współpracę z wierzchowcami mamy w genach, a na koniec stwierdził, że mam szansę nauczyć się jeździć, bo jakbym tak naprawdę, naprawdę się bała, to nawet bym do konia nie podeszła.
Uff! Kilkanaście lat niepewności rozwiane dzięki jednej małej wycieczce, by znaleźć się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie. Bałam się, że po tym, jak mnie w dzieciństwie straszono historiami z cyklu: "co to okropnego może koń zrobić", do końca życia będę te zwierzęta podziwiać tylko z daleka.
Sprawdziłam, czy nie przeszkadza mi zapach, ich wygląd z bliska (zderzenie marzeń z rzeczywistością), a jak jechałam, to pobawiłam się grzywą (szorstka jest, ale przyjemna) i pomiziałam Maksa po skórze. Koń to nie jest futrzak w pełnym wydaniu, ale daje radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz