piątek, 3 sierpnia 2012

Myszowaty anioł

Przypomniał mi się - niestety niedokładnie - tekst z jakiegoś dawnego radiowego programu z kabaretami w tle. "Bo nietoperz to jest taki myszowaty anioł...". Potem było coś o wiszeniu do góry nogami i pękającej żyłce.

Trwa pasmo gryzoniowo-jeżowe. Zaczęło się od szczurka. Kilka dni temu jeden taki wsiadł do autobusu, którym akurat jechałam. Spacerował po ramionach swojego opiekuna. Jak na małą krwiożerczą bestię był dosyć opanowany. Uśmiechałam się do niego, ale nie odwzajemnił zainteresowania.
Potem był jeż, a właściwie jeżyk (wyglądał młodo). Nie zdawał sobie, nicpoń, sprawy, jak blisko był porwania. Półtora roku temu zawiozłabym go do domu rodzinnego, żeby w małym gospodarstwie tępił owady i gryzonie. Tak się bowiem składa, że w mieście występuje nadmiar przedstawicieli tego gatunku, a na wsi niedobór. I jest kłopot. Spotkaliśmy się jednak teraz, a nie w przeszłości, więc dzboniec godnie odwrócił się na pięcie i wrócił skąd przyszedł. To znaczy, było godnie do pewnego momentu, kiedy to musiał wspiąć się z poziomu chodnika na niską podmurówkę a następnie przecisnąć się pomiędzy betonem i metalowym płotkiem. W czasie tych manewrów sporo sapał i śmajtał łapkami aż zaczął przypominać skrzyżowanie maleńkiego niedźwiadka z Krecikiem.
Ostatnia - jak na razie - jest mysz. Pojawiła się za kratką przewodu wentylacyjnego w naszym mieszkaniu. Pozostałaby niezauważona, gdyby nie Zdrapek, wystawiający ją niczym rasowy pies myśliwski. Bardzo ważne pytanie brzmi, czy to mysz czy domowy szczurek. Następne dotyczy tego, czy zwierzę nie należy do któregoś z sąsiadów. Gryzoń Zza Kratki zachowuje się dosyć nieszablonowo: próbował wydrapać sobie przejście do mieszkania w czasie, gdy wpatrywało się w niego dwóch ludzi i jeden kot.

Nie mam pojęcia jakim towarzyszem okazałby się gryzoń już przez kogoś oswojony, za to wiem, że dobrze mi się kiedyś mieszkało z jeżem. Tuptuś po kilku godzinach nocnych wybryków szedł spać albo w najmniej odpowiednim miejscu, z którego potem musiałam go wyciągać, bo - dajmy na to - mama została pokłuta, kiedy sięgała ręką do wielkiego pojemnika z trocinami albo wdrapywał się na moje niewysokie łóżko, czym dostarczał mi dużo radości. I tak wtedy nie spałam, no bo budził mnie tuptaniem po podłodze w poszukiwaniu ofiar, więc obserwowałam huncwota w czasie walki z pościelą, a następnie doświadczałam smyrania złożonymi kolcami w stopy. Spanie z jeżem było interesujące - starał się i kładł kolce po sobie, ale i tak nie można go było pomylić z typowym futrzakiem, bo w dalszym ciągu lekko kłuł. Niestety, nasza wiedza o wymaganiach jeży była wtedy skąpa. Po przeczekaniu na darmowym wikcie i opierunku trudnych miesięcy, a także odbębnieniu zimowego snu pod szafą, Tuptuś wyszedł, jak to się mówi, "po papierosy" i już nie wrócił. Szkoda hultaja. Kolega wmawiał mi potem, że zaprzyjaźnionego jeża rozjechał samochód, ale mu nie wierzyłam. A to ten sam kolega, który poinformował mnie - zgodnie z prawdą - o przeznaczeniu domowego psa na psinę, więc powinnam mu była wierzyć. (Nie wiem jak się mają sprawy teraz, ale wcześniej "psina" w Małopolsce nie była stosowana jako określenie małego psa, tylko jako cudowny lek na wiele dolegliwości - to tłuszcz z psa. Psinę pozyskiwano czasem w bestialski sposób. Proceder ten nie został jeszcze wyeliminowany. Jak na wycieczce po południowej czy południowo-wschodniej Polsce poczujecie rzeźnicko-krematoryjny swąd, w pobliżu nie będzie ubojni, a podpytywani miejscowi będą wymigiwać się od odpowiedzi, wezwijcie Policję, a potem pod numerem danej komendy wojewódzkiej upewnijcie się, czy coś w tej sprawie zrobiono.)

Pozytywna informacja na koniec: jeże w Polsce podlegają ścisłej ochronie i to niezwykłej. Na ten przykład inni pożyteczni (z małymi aksamitnymi dżentelmenami naprawdę da się żyć w zgodzie) bywalcy zieleni - krety - też są pod ochroną, ale niewielką. Kreta nie wolno nam zabić, natomiast możemy usunąć go ze swojego ogrodu (nie na tamten świat, tylko za ogrodzenie). Jeż doczekał się ochrony ścisłej i czynnej. Gdy zobaczymy kłujaka w opałach (ranny, kopany, szczuty i inne), mamy obowiązek go ratować. Tylko z głową ratować i jeśli zajdzie konieczność zabrania do mieszkania, proszę nie nakłuwać im jabłek na grzbiet. W Internecie można znaleźć, w ciągu kilku minut, namiary na organizacje informujące o jeżowych zwyczajach i potrzebach.

Do boju o dobro polskiej kolczatki będącej skrzyżowaniem niedźwiadka z Krecikiem!

6 komentarzy:

  1. Kanapko droga,
    to, co piszesz o "psinie" jako cudownym leku na różne dolegliwości- chyba na całym Podhalu tak było, w mojej wsi również...Moja rodzina z tym walczyła. W pewnym momencie mieliśmy aż 7 psów, niektórych wyrwanych śmierci, bo przeznaczonych właśnie do takiego celu, o jakim wspominasz...Jak jest teraz? Nie mam pojęcia. Pozdrawiam Cię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kingo!
      Jak dobrze wiedzieć, że można było nie traktować tego jako normalne.

      Istnieją ludzie przekonani o tym, że psina w formie płynnej ustrzeże ich przed rakiem. Niektórzy z nich uważają, iż wyższą wartość ma specyfik pozyskany z katowanego przed zabiciem zwierzęcia. Są też tacy oprawcy, którzy pracują na żywym jeszcze organizmie... Kilka lat temu jedna z ogólnopolskich gazet opublikowała solidny materiał na ten temat.
      Osobiście nigdy tego nie widziałam. Pies, którego usunięto z mojego otoczenia, ponieważ był agresywny, a wiedza o zajmowaniu się zwierzętami była u mnie i u otaczających mnie osób żadna, miał dużo szczęścia. W pobliżu zawsze znajdzie się kilku rzeźników i masarzy. Sąsiedzi wiedzieli więc jak zabić, a z wytapianiem tłuszczu mogli poczekać.
      Co za pomysł, żeby na przeziębienie stosować smarowanie psiną i spirytusem w czasach, kiedy podstawowe leki są dostępne bez recepty w aptece oddalonej najwyżej o 10 kilometrów od nas!? I po co dziecku zastanawianie się nad tym, czy rodzice mówią prawdę, kiedy zapewniają, że to nie z tego psa.

      To kolejny argument na rzecz solidnej edukacji. Może i wiedza nie napełnia nas radością, ale niewiedza bywa okrutna.

      Usuń
  2. Kanapko,
    w kwestii zabobonnej wiary w leczniczą siłę wymienionych przez Ciebie specyfików- czasem mam wrażenie, że ma ona miejcce nie tylko u osób z małych miejscowości. Bo przecież apteki w całym kraju sprzedają takie rzeczy jak maść z tygrysa czy maść końska- na samą myśl robi mi się niedobrze. Dla mnie to są rzeczy, na które nie powinno być miejsca w cywilizowanym świecie w XXI wieku. Ale świata niestety nie zmienimy...Możemy tylko starać się żyć w zgodzie z samym sobą. Ja jak tylko mogę wpłacam drobne sumy na Vivę i ratowanie koni od rzeźni oraz WWF...Dobrze, że jest coraz więcej takich Fundacji...Wracając do psów- zapomniałam o czymś napisać: w 2004 roku przywiozłam do Łodzi pieska odebranego góralowi w jednej z dolin w Tatrach. Znalazłam go w szałasie, przywiązanego na
    zardzewiałym łańcuchu, leżał w błocie na gołej ziemi, wśrod odchodów i szkła z potłuczonych butelek, miał sierść jak sfilcowany koc, połamane zęby. Jego oczy miały wyraz absolutnej rezygancji. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami pomogło mi go zabrać stamtąd, ale gdyby nie pomogli, gotowa byłam go ukraść...Okoliczni górale mówili, że był trzymany "na sadło"...Dziś Maksiu jest salonowcem i już staruszkiem. Przygarnął go mój znajomy...Jak to możliwe, że wiele takich osób jak tamten góral żyje bezkarnie? Tego nigdy nie pojmę...Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kingo,
      maść tygrysia i maść końska to akurat niefortunne przykłady, bo w ich składzie nie ma nic odzwierzęcego ale niestety tak - zawsze znajdą się ludzie, dla których tabletki pełne są wrogiej "chemii", a to, co pozyskano od zwierzęcia ma cudowną wręcz moc.
      Całego świata nie zmienimy, ale postarajmy się przynajmniej o zmianę na lepsze jakiejś jego części. Nadzieja umiera ostatnia. Poza tym, z tego co opisujesz wynika, że zmieniasz świat:)
      Sama byłam takim człowiekiem, może nie tak złym, jak góral z Twojej opowieści, ale znajdowałam się na podobnej co on drodze. To taki smutny wniosek, że mieszkanie na wsi nie jest tożsame z nabyciem wysokiej jakości wiedzy o przyrodzie i szacunku do otaczającego świata. Nawet ekonomia nie pomaga, na przykład gospodarzowi nie opłaca się jeszcze nie zamęczać konia pracą. Koni w Polsce dostatek.
      Nawet jeśli widziało się zwierzę żyjące gorzej niż inne to się nie reagowało. Wiele rzeczy uznajemy przecież za normalne, no bo takie są i koniec. Niedokarmionego psa na krótkim łańcuchu można uznać za zupełnie pasujący do otoczenia element. Wszystkie inne psy na osiedlu przecież też są chude i przykute do czegoś, co zbyt szumnie nazywa się "budą". Do całkiem niedawna podobne do tego obrazy uważałam za normalne.
      Co do bezkarności, pozwolę sobie zapełnić wielokropek: wszyscy w pobliżu się znają, także z policjantami, a owym policjantom - których zawsze jest zbyt mało - nie opłaca się wychylać. I to akurat najtrudniej będzie zmienić.
      Pozdrawiam i bardzo dziękuję za nieobojętność. To się ceni.

      Usuń
  3. Dzień dobry,

    Tekst jak zawsze z lekkim dowcipem i dystansem do rzeczywistości :-)
    Nie wiedziałam, że mamy podobne doświadczenia z jeżami :-)
    mój pochodził z okolic Bełchatowa, zachowywał się bardzo podobnie, najbardziej lubił jadać żółtko z miseczki. Wolność odzyskał na ulicy Piasta, u mojej cioci w ogródku.
    Przez jakiś czas łakomczuch przychodził na żółtko, a potem widać miał ważniejsze sprawy na głowie :-)
    Ciepło pozdrawiam
    Elżbieta S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, dzień dobry,
      a to interesowny zbój! Jeż jajeczny, by tak rzec.
      Przypomniał mi się Igiełko z "Dewajtisa" Rodziewiczówny. Zresztą, Ragis miał tam całą czeredę różnego tałatajstwa. Jako były wojak potrzebował musztry, więc uczył swych zwierzęcych podopiecznych sztuczek. Ech! Jedne z najlepszych opisów zwierząt, jakie do tej pory spotkałam w literaturze. Tylko sięgając po Rodziewiczównę trzeba uważać, bo antysemityzm i piękna romantyczna milość mogą sprawić, iż nie wytrzymamy do najlepszych momentów takich jak opisy przyrody, czy skomplikowanej sytuacji politycznej, narodowościowej, religijnej, gospodarczej.
      Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam,
      Kanapka

      Usuń