Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Życie ukryte w słowach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Życie ukryte w słowach. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 kwietnia 2012

Sztuka dyplomacji

Nagrywałam dzisiaj rozmowę z magistrem historii, który specjalizuje się w najnowszych dziejach Bałkanów. Jak nietrudno się domyślić większość czasu spotkania pochłonęła wojna z lat 90. XX wieku.
Jedno z pytań, które zadałam mojemu rozmówcy dotyczyło kierunku studiów - co takiego sprawiło, że wybrał historię, no i poświęcił się takiej, a nie innej specjalizacji. Odpowiedział, iż jedną z kluczowych spraw był wybuch konfliktu zbrojnego w byłej Jugosławii.

Po zakończeniu zimnej wojny miał być spokój, a tu proszę - wojna i to w Europie.

Na mnie wpłynęło to podobnie, tyle że wybrałam później politologię. Oglądałam relacje telewizyjne i zdjęcia w gazetach, czytałam artykuły i w ten sposób poznawałam informacje dotyczące Pustynnej Burzy, oblężenia Sarajewa, walk w Mogadiszu, ludobójstwa w Rwandzie. Rozpoznawałam nazwiska, takie jak generał Norman Schwarzkopf i Richard Holbrooke, sytuowałam nazwy krajów i miast na mapie świata, starałam się zapamiętać, co o różnicach między Hutu i Tutsi, czy muzułmanami i Serbami, mówili dziennikarze.
O II wojnie światowej słyszałam w szkole, zadawałam pytania jej dotyczące rodzicom, bratu i innym "starszym", byłam wiernym widzem Czterech Pancernych i Hansa Klossa a także filmów dokumentalnych o tamtych czasach, ale to była odległa przeszłość. Tymczasem wspomniane przeze mnie wyżej tragedie rozgrywały się w jakże bliskim "teraz". To musiało robić wrażenie. I jasne, że doceniałam spokój życia w Polsce.

Minęło kilka lat i sceny znane dzięki mediom zastąpiły obrazy filmowe, takie jak "Aleja snajperów", czy "Życie ukryte w słowach". Zaskakujące przy tym, jak dużo czasu - pomimo tego, iż docierały do mnie wiadomości o okrucieństwach konfliktów - zajęło mi dojście do tego, że świat nie jest czarno-biały a wojnę przegrywają wszyscy.

Dość szybko wpadłam natomiast na to, jak dużą rolę odgrywają politycy i służby dyplomatyczne. Kojarzycie dyskusje dotyczące tego, iż jednym z warunków przystąpienia do NATO było skończenie z tradycją powoływania czynnych zawodowo wojskowych na stanowisko ministra obrony narodowej? Cywilna kontrola nad armią - jakie to oczywiste. Co prawda wojskowi narzekają, że cywil nic o nich nie wie i rzadko kiedy szanują swojego szefa mniejszego (szef większy to w przypadku Polski prezydent), ale kto z nas chciałby wrócić do poprzedniego schematu? Wydaje mi się, że nasi wojskowi nie są szkoleni na dyplomatów. Najpierw dążyliby do rozwiązania siłowego i wzrostu znaczenia armii w życiu kraju, a potem pytaliby o co chodzi. To dosyć niebezpieczne. Jest bardziej prawdopodobne, że cywil najpierw pomyśli o tym, jak uniknąć kosztów ludzkich i finansowych, więc wyśle do akcji swoich dyplomatów. Oczywiście, jeśli zawiedzie sugestia, delikatność i targ, w zanadrzu trzeba mieć broń. Zawsze rozsądnie jest zadbać o posiadanie przewagi i niekoniecznie chodzi tutaj o lotniskowce na każdym z oceanów. To może być pieniądz albo informacja. W trylogii o Skrytobójcy autorstwa Robin Hobb znajdziecie zgrabny opis sztuki dyplomacji jako aksamitnej rękawiczki okrywającej rękę z ukrytym sztyletem. (Machiavelli chyba polubiłby tę trylogię.) Chciałoby się, żeby sztylet nigdy nie został użyty, ale czasem nie można tego uniknąć.

W latach 90. byłam rozgoryczona bezradnością polityków i dyplomatów. Wierzyłam w ONZ, a on jakby spał. Jakiś czas później, studiując politologię, zapoznałam się z książką o konfliktach w Afryce i Azji od XIX do końca XX wieku. Ciekawe analizy. W tej dotyczącej początków krwawych jatek w wolnym Kongo, zainteresował mnie fragment o oficerze sił ONZ, który rozkazał swoim żołnierzom otworzyć ogień do obu stron wojny domowej. Od razu zapanował między nimi spokój. To było działanie niezgodne z zasadami misji pokojowej, ale jakże skuteczne. W byłej Jugosławii nie można było czegoś takiego zrobić, co uświadomił mi dopiero mój rozmówca z Naukowej. Stron konfliktu było co najmniej kilka w jednym czasie. Zdaje się, że to generał Lewis MacKenzie, Kanadyjczyk dowodzący częścią sił UNPROFOR, powiedział, że wtedy trzeba było podjąć mniej więcej taką decyzję: pomagamy temu, kto zabił 15 osób, innemu, który zabił 10 osób, czy też temu, który "na koncie" miał 5 ofiar?

Na początku XXI wieku polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych powołało do życia Akademię Dyplomatyczną. Po kilku latach opiekę nad nią przejął Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. W Akademii szkolona jest kadra na potrzeby naszej dyplomacji. Bardzo chciałabym, żeby to byli najlepsi z najlepszych.

W tej działce wielkość kraju i liczebność a także jakość jego sił zbrojnych mają drugorzędne znaczenie. Z pewnością jednak przydają się dobry wywiad i kontrwywiad.
To jest tak, że czeski dyplomata może wpłynąć na zmianę decyzji amerykańskiego kolegi. Serio, serio. Zręczni dyplomaci mogą z małego kraju stworzyć wspaniałego rozgrywającego na arenie międzynarodowej. Ciekawe czy ich praca bardziej przypomina dokonywanie transakcji na giełdzie i biznesowe obiady, czy też podchody szpiegów?

Richard Holbrooke i Slobodan Milosevic

niedziela, 8 sierpnia 2010

"Hope There's Someone"

To tytuł piosenki Antony and the Johnsons ze ścieżki dźwiękowej "The Secret Life of Words" Isabel Coixet z 2005 roku. To bardzo dobry film. Lubię też wcześniejszy obraz tej autorki: "Moje życie beze mnie". Oba zostały wyprodukowane przez zespół, w którym znajduje się między innymi Pedro Almodovar.

Film to dzieło zbiorowe. Ktoś inny odpowiada za wyszukanie miejsc do kręcenia, czy znalezienie rekwizytów z epoki, ktoś inny za przesłuchania aktorów, za reżyserię (czasem jest kilku reżyserów i różne ekipy odpowiedzialne za drugi, trzeci i komputerowy plan). Inni ludzie dobierają oświetlenie, jeszcze inni ustawiają kamery. Są też osoby, które tworzą zespoły odpowiedzialne za muzykę, montaż, udźwiękowienie. Czasem mamy do czynienia z filmem autorskim, co oznacza, że reżyser może być dodatkowo - w różnych konfiguracjach - scenarzystą, operatorem, aktorem, montażystą, kompozytorem. Nieczęsto się to jednak zdarza. Zwykle pełnometrażowy kinowy film fabularny to dzieło kilku ważnych osób (reżyser, scenarzysta, producent, operator, autor muzyki, montażysta) i kilkuset ich współpracowników. Mimo wszystko, jakoś to na tym ekranie współgra. W filmie "Życie ukryte w słowach" współgra nawet doskonale.

Zdarza mi się tęsknić za festiwalami. Nie dlatego, żebym jakoś specjalnie lubiła rozmawiać o Passolinim, Tarkowskim czy Bressonie do piątej nad ranem, przy resztkach jakiegokolwiek jedzenia i alkoholu, po kilku dniach niewysypiania się i niemycia. Po prostu kiedy jestem zmęczona wielkimi produkcjami, na dodatek oglądanymi z doskoku raz na dwa miesiące, przypominam sobie, jak wielką frajdą był pobyt na festiwalu. Wiele filmów w kilku kinach w niewiele dni. Sama radość. W dodatku większość z tych produkcji nie miała szans na wejście do dystrybucji. Człowiek czuł się taki wyjątkowy, że na nie trafił.
Bez festiwali tego co mnie omija jest naprawdę dużo. Zdaję się więc na przypadek. Czasem zainteresuje mnie piosenka (jak z "The Guitar" córki Roberta Redforda), czy scena z gali rozdania Oscarów (tak było w przypadku "Once"), a czasem ktoś opowie mi jakiś film.
Opowiadanie o filmach jest niezwykłe. Są tam stałe motywy, jak na przykład: "bo tam wcześniej, o czym nie wspomniałam/em" albo: "i to będzie ważne, ale o tym za chwilę". Mnie trafiają się zawsze dobrzy opowiadacze. Historyjka jest spójna, napięcie rośnie. Cenię sobie zwłaszcza nakładanie na filmowy obraz emocji, spostrzeżeń i wiedzy opowiadającego. I tak właśnie zapoznałam się z "Życiem ukrytym w słowach". Następnie obejrzałam trailer i zwróciłam uwagę na piosenkę "Hope There's Someone".

Połączenie różnych elementów układanki: informacji o The International Rehabilitation Council for Torture Victims (IRCT), słów piosenek, kolorów, miejsc, światła i cienia, gry aktorów, dialogów, to w "La vida secreta de las palabras" majstersztyk. Trzeba mieć ogromne wyczucie i zaplecze intelektualne, by tego dokonać. Dlatego filmy są takie wspaniałe: pomimo całej różnorodności jest ktoś, kto trzyma wszystko w garści, dodając od siebie doświadczenie emocjonalne i mądrość. Tym kimś jest reżyser. Isabel Coixet wydaje się być jednym z najlepszych.

Fragment jednej z ulic Sarajewa po ostrzale
(zdjęcie zrobione przez Petera Andrewsa)