Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bohaterstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bohaterstwo. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 19 czerwca 2011

Szarża Lekkiej Brygady

Rok temu Oscara za pierwszoplanową rolę żeńską otrzymała Sandra Bullock. Było to o tyle niesamowite, że dzień wcześniej odebrała Złotą Malinę za najgorszą rolę żeńską. Warto zapoznać się z fragmentami z jej udziałem, pochodzącymi z obu uroczystości. Ma kobieta klasę.
Złota Malina za "All about Steve", a Oscar za "The Blind Side". Pierwszy tytuł jest komedią romantyczną z podkreśleniem komedią, bo przeważa w nim typ humoru ze slapstickowych obrazów z początków XX wieku. "The Blind Side" to historia murzyńskiego nastolatka z biednych przedmieść Memphis, który dostaje szansę na naukę w szkole prywatnej i zostaje przygarnięty przez zamożną rodzinę z białej części miasta. To taki klasyczny film o tym, że równość materialna jest niemożliwa, ale najważniejsza jest miłość i wykorzystanie szansy, na którą człowiek się czasem natyka. W tym właśnie filmie znajduje się fragment dotyczący "Szarży Lekkiej Brygady", poematu o odwadze, honorze i poświęceniu, autorstwa lorda Tennysona.

Kapral Philip Smith pod Sewastopolem

Wojna krymska. Połowa XIX wieku. Powód tamtego konfliktu pomiędzy Imperium Rosyjskim i Osmańskim był całkiem błahy. Oficjalnie chodziło o ochronę ludności niemuzułmańskiej i miejsc świętych chrześcijaństwa, które znajdowały się na terenie Imperium Osmańskiego. Tak naprawdę dyplomatom nie udało się bezboleśnie podzielić stref wpływów. Naprzeciwko siebie stanęli na początku Rosjanie i Turcy. Turkom pomogli później – w ramach różnych przymierzy - Francuzi, Brytyjczycy i Sardyńczycy. Mówi się o tej wojnie, że była przykładem rywalizacji XIX-wiecznych mocarstw, ostrzeżeniem przed kataklizmem I wojny światowej. Europa była jeszcze zmęczona wojnami napoleońskimi i różnymi powstaniami i społecznymi niepokojami, takimi jak Wiosna Ludów. Na razie ani Prusy, ani Austria, ani Wielka Brytania czy Francja nie mogły zaryzykować otwartego konfliktu w sercu Europy. Tworzyły się dopiero różne przymierza, w armiach dokonywał się postęp technologiczny, rozwijał się kolonializm. Dlatego wojny toczono daleko od granic zachodnioeuropejskich mocarstw.

Krym to dzisiaj część Ukrainy, ale taka bardzo rosyjska, bo przez kilka wieków panowali tam właśnie Rosjanie. W sewastopolskim porcie nadal stacjonuje rosyjska Flota Czarnomorska. Z uwagi na swoje znaczenie Sewastopol nie raz był oblegany. Jedno z tych oblężeń miało miejsce w czasie wojny krymskiej w 1854 i 1855 roku. Miasto chciały odciąć od dróg zaopatrzenia i posiłków rosyjskich wojska brytyjskie, francuskie i tureckie. Posiłki i zaopatrzenie przysyłano im statkami. Do oblężenia Sewastopola potrzebowali więc średniej wielkości portu. Zdobyli założoną przez Greków Bałakławę. To od tej miejscowości pochodzi nazwa bitwy, w której doszło do słynnej szarży Lekkiej Brygady.

Był koniec 1854 roku. Trwało oblężenie Sewastopola. W Bałakławie stacjonowało kilka tysięcy Brytyjczyków, Francuzów i Turków. Część z nich budowała umocnienia na wypadek większego rosyjskiego kontrataku. Okopy, stanowiska dla armat, przejścia pomiędzy szańcami. Teren wokół Bałakławy był bardzo nierówny. Wysokie wzgórza, mniejsze wzniesienia, a pomiędzy nimi doliny. W jednej z takich dolin znajdowała się droga, którą oddziały koalicjantów miały za zadanie osłaniać. Linia komunikacyjna pomiędzy zaopatrzeniowym portem i oblegającymi Sewastopol wojskami. Zgrupowaniem pod Bałakławą dowodził nieudolny generał Somerset, lord Raglan (część historyków to właśnie jemu przypisuje winę za bezsensowną szarżę; tamtego październikowego dnia miał wydać kilka niejasnych rozkazów, wprowadzając do szeregów chaos i podwyższając straty). Dywizją kawalerii, w skład której wchodziła Lekka Brygada generała Brundenella, lorda Cardigan, dowodził generał Bingham, lord Lucan. Na miejscu był też doświadczony, świetny dowódca, generał Campbell ze swoimi szkockimi góralami. Warto wspomnieć jeszcze jedno oficerskie nazwisko, najbardziej kontrowersyjne. Chodzi o kapitana Nolana. W zależności od wersji jest on albo bohaterem albo nadętym bufonem, którego błąd kosztował życie ponad stu ludzi. To ponoć on nie przekazał we właściwy sposób rozkazu lorda Raglana, który nie kazał Lekkiej Brygadzie atakować baterii rosyjskich dział na końcu doliny, tylko odzyskać stracone na jednym ze wzgórz działa brytyjskie. W tej wersji historii Nolan spostrzega błąd i chce zawrócić Cardigana i cały oddział, ale jest już za późno. Pada zmieciony odłamkiem artyleryjskiego pocisku.

W filmie Tony'ego Richardsona Cardigana, a więc dowódcę Lekkiej Brygady przedstawiono jako arystokratę-idiotę i szaleńca. Winę za masakrę zrzucono w zasadzie na przestarzały system organizacji brytyjskiego wojska. Pewnie pamiętacie, że Francuzi w wojnach napoleońskich, czy Amerykanie w wojnie o niepodległość sprawdzili – powiedzmy – demokratyczny system awansów. Oficerem mógł wtedy zostać każdy. W Wielkiej Brytanii ta zmiana w myśleniu o armii następowała powoli. Wojsko miało tam inny status: niby państwowy, ale prywatny. Związane to było jeszcze z początkami ery kolonialnej i z decyzjami wydanymi przez Elżbietę Wielką. Część oddziałów wystawiały jednostki administracyjne, na przykład hrabstwa, a część wystawiali bogacze. I te oddziały były właściwie prywatne, zdane na łaskę dowodzącego nimi bezpośrednio właściciela albo też zatrudnionego przez niego oficera. W legendzie o szarży Lekkiej Brygady takim właścicielem jest lord Cardigan, nadęty błazen niebezpieczny dla swoich żołnierzy.

W rosyjskim ataku na umocnienia wokół Bałakławy Anglicy stracili część dział. Lord Raglan chciał je odzyskać. To podłoże rozkazu, jaki miał wydać Cardiganowi i Lekkiej Brygadzie. Zresztą, cała ta bitwa pod Bałakławą to seria niedokładnych instrukcji dla oficerów obu stron. Podczas jej trwania zarówno koalicjanci, jak i Rosjanie stracili wiele okazji na wygraną. Kilka razy niepotrzebnie przegrupowywano oddziały. Mówi się, że ta bitwa, jak i cała wojna, zwiastowała I wojnę światową, była także jednak zakorzeniona w starej tradycji znanej chociażby spod Jeny, czy Austerlitz. Z jednej strony nowocześniejszy sprzęt i wojna pozycyjna, a z drugiej szarże kawalerii załamujące się przy małych stratach, na skutek paniki ogarniającej pierwszą linię.

Jeśli chodzi o Lekką Brygadę, to jej szarża zdaje się być legendą. Bardzo potrzebną Brytyjczykom legendą, w której swych żołnierzy porównują oni do polskich szwoleżerów spod Somosierry. Czasem tak to właśnie jest - coś powstaje z zapotrzebowania na pokrzepienie serc. W tej legendzie kawalerzyści zginęli. Ponad 600 jeźdźców z Lekkiej Brygady straciło życie w bezsensownej szarży na armaty przeciwnika. Jechali doliną, na której końcu, a także na wzgórzach po bokach, stały rosyjskie armaty. W ciągu kilkunastu minut osiągnęli cel i przepędziwszy kozackie oddziały zdobyli działa z krańca doliny. Wracali tą samą drogą, znowu pod gradem pocisków wystrzeliwanych z baterii ustawionych na wzgórzach. Krwawe, bezsensowne bohaterstwo.

Czasem tak jest. Jakby społeczeństwo składało zapotrzebowanie na historię o honorze i poświęceniu. O śmierci. W Polsce taką historią jest Powstanie Warszawskie. W Wielkiej Brytanii szarża Lekkiej Brygady.

Później wydarzyły się tragedie I i II wojny światowej, a także wielu innych konfliktów. Bezsensownych rozkazów ataków, które nie miały żadnych szans powodzenia, wydano wiele. W brytyjskiej tradycji żywa jest jednak tamta lekka brygada i jej straceńcza szarża. Nieważne, jak to wyglądało naprawdę, kto zawiódł, czy istniały rozkazy, czy ktoś je źle przekazał. Liczy się legenda!

To jedna z najlepiej znanych, ale i pełnych luk w opisie bitew z czasów tamtej wojny. W większości książek dotyczących wojskowości znaleźć można jej stereotypowe przedstawienie. Na podstawie rosyjskich dokumentów i relacji prowadzonych jakiś czas po bitwie, już na chłodno, widać jednak, że to nie była masakra. Straty oddziału Cardigana były duże, ale nie uniemożliwiały mu dalszej walki.

Wojna krymska była nietypowym konfliktem, stojącym na pograniczu między starym a nowym. To z tamtego czasu pochodzą pierwsze relacje prasowe dzień po dniu, z pierwszej linii frontu. To na tej wojnie Florence Nightingale zrewolucjonizowała medyczne zaplecze i sposób opieki nad rannymi. To wreszcie z tamtej wojny pochodzi słynne określenie brytyjskiego oddziału jako "cienkiej czerwonej linii". Dowódca szkockich górali, generał Campbell, który dostał rozkaz utrzymania odcinka skromnym kilkusetosobowym oddziałem piechoty, bez wsparcia kawalerii, powiedział swoim żołnierzom, że stąd nie ma odwrotu: mają walczyć do końca. Do gorzkiego końca. To ten oddział, na długo przed wojnami z mahdystami i Zulusami, stworzył obraz "prawdziwego brytyjskiego żołnierza", który bez względu na wszystko broni ostatniego posterunku, ufając swemu dowódcy.

"The Charge of the Light Brigade"
Alfred, Lord Tennyson

Half a league, half a league,
Half a league onward,
All in the valley of Death
Rode the six hundred.
"Forward, the Light Brigade!
"Charge for the guns!" he said:
Into the valley of Death
Rode the six hundred.

"Forward, the Light Brigade!"
Was there a man dismay'd?
Not tho' the soldier knew
Someone had blunder'd:
Theirs not to make reply,
Theirs not to reason why,
Theirs but to do and die:
Into the valley of Death
Rode the six hundred.

Cannon to right of them,
Cannon to left of them,
Cannon in front of them
Volley'd and thunder'd;
Storm'd at with shot and shell,
Boldly they rode and well,
Into the jaws of Death,
Into the mouth of Hell
Rode the six hundred.

Flash'd all their sabres bare,
Flash'd as they turn'd in air,
Sabring the gunners there,
Charging an army, while
All the world wonder'd:
Plunged in the battery-smoke
Right thro' the line they broke;
Cossack and Russian
Reel'd from the sabre stroke
Shatter'd and sunder'd.
Then they rode back, but not
Not the six hundred.

Cannon to right of them,
Cannon to left of them,
Cannon behind them
Volley'd and thunder'd;
Storm'd at with shot and shell,
While horse and hero fell,
They that had fought so well
Came thro' the jaws of Death
Back from the mouth of Hell,
All that was left of them,
Left of six hundred.

When can their glory fade?
O the wild charge they made!
All the world wondered.
Honor the charge they made,
Honor the Light Brigade,
Noble six hundred.

niedziela, 14 listopada 2010

"Imaginary heroes"

Chodzi o temat, który zainteresował mnie nie tylko dlatego, że pojawił się "w życiu". Zresztą to też ciekawe i nadające się do dalszej analizy: kwestia, nad którą akurat się zastanawiamy, pojawia się w rozmowach, filmach, gazetach i książkach, z jakimi właśnie się stykamy. Czy tylko dlatego, że poświęcając danemu zagadnieniu naszą uwagę zaczynamy pod jego kątem postrzegać rzeczywistość?
Wracając do bohaterów: w ciągu 5 ostatnich lat obejrzałam w telewizji wiele interesujących filmów, jednak kilka z nich jest szczególnych. Łączą się jak kawałki układanki. Być może patrzę na nie w ten sposób, bo oglądałam je w dużych odstępach czasu i fabuły nieco się zatarły? Wolę jednak myśleć, że są śladem tego, o czym zaskakująco rzadko wspominają socjologowie, psycholodzy i badacze kultury: to nie filmy kształtują rzeczywistość - to świat, w którym żyjemy buduje kino. Pewne tematy mogą przewijać się latami, zaświadczając o tym, że istnieją stałe, ważne społecznie motywy (przynajmniej w danym kręgu kulturowym, w tym przypadku dotyczy to obszaru euroatlantyckiego). Zdarza się, że znajduje to odbicie w produkcjach z kilku kolejnych lat, z sąsiadujących dziesięcioleci, ale te odległości mogą być też dłuższe.

Na ile odwagi stać nas w codziennym życiu? Ile każdy z nas nosi w sobie bohaterstwa? Czy będziemy potrafili odnaleźć się w różnych, czasem bardzo problematycznych, a czasem niebezpiecznych sytuacjach? Czy stać nas na mówienie prawdy, na nie-granie? W jakim stopniu postępujemy według zasady "tak trzeba", a na ile potrafimy od "normalności" odstąpić. Potrafimy przestać szarpać się z życiem, postępować gniewnie? Kiedy godzimy się z niedoskonałością, która nie tylko nas otacza, ale i istnieje w nas samych?
Sprawdza nas życie, kolejne napotykane okoliczności. Każdego w różnym stopniu, w różnym czasie. W filmach jest o tyle łatwiej, że - tak jak w eksperymencie laboratoryjnym - mamy wydzieloną przestrzeń, czas, warunki, badane obiekty. Taki skumulowany do około 90 minut fragment wymyślonego życia.

Kadr z filmu "Imaginary heroes"

Zacznijmy od obrazu sprzed dwóch tygodni: "Imaginary heroes" ("Wymyśleni bohaterowie", 2004 r.). Wyreżyserował go Dan Harris, a zagrali: Sigourney Weaver, Jeff Daniels, Emile Hirsch (znany z "Into the Wild" Seana Penna), Michelle Williams.
Dzięki temu filmowi przypomniałam sobie o kilku innych:
- "Safe Passage" ("Bezpieczne przejście", 1994), reż.: Robert Allan Ackerman, obsada aktorska: Susan Sarandon, Sam Shepard, Nick Stahl, Robert Sean Leonard, Jason London,
- "Donnie Darko" (2001), reż.: Richard Kelly, zagrali: Jake Gyllenhaal, Maggie Gyllenhaal, James Duval,
- "Moonlight Mile" ("Mila księżycowego światła", 2002), reż.: Brad Silberling (tak, tak - to ten od "Miasta aniołów"), ekipa aktorska: Jake Gyllenhaal, Ellen Pompeo, Susan Sarandon, Dustin Hoffman,
- "Garden State" ("Powrót do Garden State", 2004), reż.: Zach Braff, wystąpili: Zach Braff, Natalie Portman, Peter Sarsgaard,
- "Elizabethtown" (2005), reż.: Cameron Crowe, obsada: Orlando Bloom, Kirsten Dunst, Susan Sarandon, Judy Greer.

Tych kilka różnych obrazów łączy jedno: niesamowity klimat. Nie chodzi o magię (chociaż obecność królików poruszających się w otoczeniu bohaterów "Donnie'go" mogłaby na to wskazywać), ale o atmosferę dobrego filmu. Z pewnością istnieje taka kategoria, jak "radiowy głos", chociaż gdyby poprosić każdego z nas, by to opisał, mielibyśmy problem. Podobnie jest z "dobrym filmem". To zwykle coś na co trafiamy przypadkiem, przełączając programy pilotem od telewizora (ja mam tylko dwa kanały - Jedynkę i Dwójkę, więc nie mam problemów ze znalezieniem czegoś dobrego przypadkiem, tyle że muszę poczekać do późnych godzin nocnych). Wykluczamy superprodukcje: na ekranie telewizora i tak nie można czerpać radości z tych wszystkich efektów i wielkich scen. To muszą być małe opowieści. Coś, jak "American Beauty", czy "Smażone zielone pomidory": coś, co możnaby przenieść do teatru. Niewielu aktorów, kilka wnętrz i plenerów. Wszystko opiera się na tym, czy aktorzy udźwigną temat.

Wymienione przeze mnie tytuły mogą być zaliczone do filmów psychologicznych, dramatów obyczajowych, co z pewnością odstrasza wielu odbiorców. Rzeczywiście, są to produkcje na spokojne popołudnia. Poruszają niewesołe tematy, ale mimo wszystko w pozytywny sposób. Zapewne wiele razy w moich wpisach pojawi się coś takiego, jak: "smutne, a jednak wesołe". Jak w życiu: śmiech poprzez łzy. Zdarza się coś złego, ale trzeba iść dalej, życie przecież nie czeka, czas się nie zatrzymuje. Nieprzypadkowo dwa z tych filmów rozpoczynają się od powrotu z pogrzebu.
W kilku tytułach zagrali ci sami aktorzy, niektóre zrobili reżyserzy, których nie podejrzewalibyśmy o realizację spokojnego filmu. We wszystkich obrazach wśród wiodących wątków znajdziemy problemy młodych ludzi i konflikt na linii: dorosłe już prawie dzieci - rodzice.

To, co łączy moje ulubione filmy pięciolecia z TVP, wyraziła jedna z postaci:

"Not everyone could be a hero".