środa, 30 kwietnia 2014

"Elektryczne sny"

Nadal nie wiadomo, czy androidy liczą przed snem elektryczne owce. Na pewno jednak wielu ludzi śni o elektronice.

Jakiś czas temu w Zespole Szkół Technicznych w Rybniku odbyły się zawody robotów. W Łodzi coś podobnego oglądałam na Sumo Challenge w centrum handlowym Manufaktura a organizatorem było Studenckie Koło Naukowe Robotyki SKaNeR. Różnice pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami wcale nie są tak duże jak mogłoby się wydawać. W obu są podobne zadania, porównywalna liczba uczestników, pole do popisu dla ludzi z zewnątrz, którzy chcą poznać podstawy konstrukcji i programowania. To łódzkie jest oczywiście bardziej nagłośnione, ma większą widownię, no i bohaterami są roboty studentów, ale rybnickie jest bliższe oglądającym i uczestnikom, nie tylko za sprawą dusznej sali gimnastycznej. Atmosfera w ZST była naprawdę przyjaźnie techniczna. Tyle komputerów na metr kwadratowy w jednym pomieszczeniu oglądałam ostatnio w filmie o NASA.

Mimo starań nadal wpadam w pewne pułapki: zdziwiło mnie, że wśród uczestników były kobiety. A chyba nie powinno. Może to przez to, że było ich niewiele? Mam nadzieję, że za 10 czy 20 lat będzie ich więcej. Teraz w szkołach pewnie już nie mówi się wprost, a może i także nie między wierszami, że kobiety nie nadają się na technicznych (przypominam sobie np. coś takiego: w podstawówce większość nauczycieli bawiła się tym, że i tak nic z nas ogólnie nie będzie, a w liceum prawnik czy architekt ok, budownictwo - no, co ty). Pozdrawiam z tego miejsca akcję Dziewczyny na Politechniki - zamiast ustalać obowiązkowe kwoty lepiej zachęcać do tego, że można i nie ma w tym nic dziwnego. Sposób myślenia zmienia się co prawda dłużej, ale efekt jest trwalszy.

Serdecznie rozbawił mnie plakat, który kilka lat temu zobaczyłam gdzieś w centrum Warszawy: "Mężczyźni też mogą tworzyć naukę". To takie przyjemnie rozbrajające.
Są też sprawy nieprzyjemne i zupełnie niezabawne, ale wróćmy do elektroniki.

Kiedy wybierałam się na zawody sumo robotów w Łodzi i w Rybniku wiedziałam już, że mam się nie spodziewać LS3 Boston Dynamics, ASIMO, czy małego sapera z "True Blue" albo polskiej jednostki antyterrorystycznej, który może się pomylić więcej niż raz. To nie znaczy, że roboty konstruowane przez uczniów i studentów są brzydkie i niczego nie przypominają. Wręcz przeciwnie. Część zawodów jest na ten przykład dedykowana maszynom z klocków lego. Część to tor do jazdy na czas po wyznaczonej linii - samochody przypominają bolidy F1 albo statki floty rebeliantów z "Gwiezdnych Wojen". W sumo walczą zarówno ociężali, z pozoru nieatrakcyjni, jak i delikatniejsza, lekka kawaleria. Wszystkich łączy jedno: skądś wystaje jakiś przewodzik, coś trzeba nasmarować. Od razu widać, że to nie są zabawki (żaden urząd by tego do użytku nie dopuścił), chociaż czasem znajdują się w rękach dziesięciolatków.

Technika zmienia się bardzo szybko. W końcu będziemy musieli zmierzyć się z takimi tematami jak android, cyborg, myśląca a nawet czująca maszyna. Może skończy się jak w "Terminatorze" i "Matriksie", a może będzie bardziej spokojnie, bo przecież zacznie się od małych rzeczy. W polskiej telewizji już w pierwszej połowie lat 90. pokazano "Electric Dreams". Film nie opowiadał o zespole muzycznym, tylko o domowym komputerze, o którym można było tylko śnić, przeglądając "Bartka" albo chłonąc programy telewizji edukacyjnej. Bohater "Electric Dreams" mógł już zarządzać całym domem (w latach 80. to było science-fiction), uczył się myśleć, a nawet czuć. Chodziło o system operacyjny, ale przecież do tej pory dla uproszczenia mówię "komputer", nie rozróżniając jednostki centralnej, monitora, systemu. Nie pamiętam czy tamten komputer był jednym pudłem czy kilkoma. Zapamiętałam film dzięki zakończeniu. (Uwaga, będzie spoiler!) Jest tam sekwencja, w której komputer - zanim popełni samobójstwo - prosi swojego właściciela, żeby go przytulił. Oj, jak się wtedy popłakałam.

Jesteśmy ok. 30 lat później w rozwoju techniki i kultury. System operacyjny będący bohaterem filmu zyskał głos Scarlett Johansson ("Her"), ale wolę produkcję z lat 80., nawet jeśli teraz wydałaby się kiczowata. Bo w tamtym obrazie przytulono kanciaste pudło.