sobota, 10 września 2011

Łódzki Port Gier 10-11.09.2011 (1)

Kolejna edycja Portu właśnie trwa w Łódzkim Dom Kultury. Dzisiaj tam byłam, zobaczyłam i nawet zwyciężyłam. Łódzki Port Gier zawdzięczamy: Stowarzyszeniu Miłośników ERpegów i Fantastyki, ŁDK, Łódzkiemu Klubowi Gier Historycznych "Reduta", Klubowi Miłośników Gier Bitewnych "Ośmiornica Łódzka", Gralni.org i oczywiście sponsorom. (Świat jest mały - niektóre twarze organizatorów kojarzę z Polconu sprzed dwóch lat!) Wstęp na imprezę jest bezpłatny. Dostępne są gry bitewne, karciane, planszowe i chyba nawet fabularne.

Nie należy martwić się tym, że po III piętrze ŁDK-u wałęsają się piraci. Miłośnicy fantastyki tak po prostu mają: od czasu do czasu chcą nas czymś zaskoczyć. To zresztą bardzo ładna i zmyślna nazwa - Łódzki Port Gier. W mieście nie ma porządnej rzeki, bo je pozamykano w kanałach, ale jest port! W Porcie tym spotkać można ludzi ze "środowiska graczy" (zwykle jest to mężczyzna, zwykle ma czarny T-shirt z czymś diabolicznym albo z logo jakiegoś konwentu, zwykle nosi okulary, zwykle zna na wylot wszystkie reguły i "sposoby na grę"), ale też kogoś takiego, jak ja. Przedział wiekowy: od roku do kilkudziesięciu lat. Wszystkich łączy jedno i chyba można to nazwać pozytywnym, lekkim szaleństwem.

Dzięki rodzinie zapoznałam się już z kilkoma grami karcianymi i planszowymi. Wolę te drugie i to najlepiej takie, w których razem kombinuje się przeciwko grze. Jeszcze jak rozgrywka trwa godzinę albo mniej, to już na 95 procent coś dla mnie. Stąd moje przywiązanie do "Pandemica". Dzisiaj pierwszy raz w życiu zagrałam w "Faunę" (obstawianie - na podstawie rysunku i krótkiego opisu - gdzie mieszkają zwierzęta, ile ważą i jakiej są długości/wysokości) i stwierdziłam, że bez rodziny, to nie to samo. Jutro sprawdzę raz jeszcze, bo przecież pierwsze wrażenie mogło być mylne. Dzięki Portowi upewniłam się jednak, że bezstresową, bez-gniewną i radosną przyjemność czerpię z go. Tej grze mogę poświęcić więcej niż godzinę, nawet jeśli raz za razem przegrywam i to z nieznajomymi (ale jakimi! Pozdrowienia dla załogi Łódzkiego Klubu Go!).

W go nauczyłam się grać dzięki rodzinie. Czasami myślę, że gdyby nie moi bliscy, to zostałabym dresem z podwórka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz