niedziela, 4 września 2011

Our dreams become reality!

Przełom XX i XXI wieku był czasem niezwykłym. Nie tylko z powodu "milenijnej pluskwy". Pod koniec lat 90. poszłam do liceum, a na początku lat zerowych na studia. Jednym z elementów egzaminu na filmoznawstwo była "Lista 10 filmów, które na ciebie wpłynęły" (czy jakoś tak). Umieściłam tam "Final Fantasy: The Spirits Within". Kiedy doszłam do ostatniego etapu i mogłam porozmawiać z komisją kwalifikacyjną jeden z jej członków zapytał, dlaczego akurat "Final Fantasy". (Przyznaję się - dziwnie się czułam komponując swoją listę. Niewiele dzieł wielkich reżyserów wtedy znałam i bałam się, że komisja wyśmieje mnie, gdy zobaczy zbiór zawierający na przykład "Gwiezdne Wojny".) Odpowiedziałam: "Trzydzieści tysięcy włosów! Każdy animowany osobno!". Przyjęli mnie.

Doktor Aki Ross

Zanim mogliśmy na ekranach kin podziwiać Shreka i gadające auta, trzeba było rozwinąć możliwości animacji filmowej. To znaczy nie trzeba było... można było i tego dokonano. Rzadko kiedy postęp w jakiejś dziedzinie następuje skokowo. Czy też lepiej: chodzi mi o to, że nie ma rewolucji, tylko powolne udoskonalanie. Komuś może się to wydawać skokami, na przykład cywilizacyjnymi, ale patrząc na daną rzecz w szerszym kontekście okaże się, że jest częścią spokojnego procesu, a nie rewolucji. Tak jest w polityce, gospodarce, rolnictwie. (Próbną maturę z historii pisałam na temat rozwoju uprawy ziemi i hodowli zwierząt w czasach średniowiecza. 1000 lat zmieściło się na kilku arkuszach kancelaryjnych a daty można było podawać tak: "na początku XIII wieku...".) W filmowej animacji sporo się działo do połowy XX wieku. Potem coś tam wymyślano i nawet wprowadzano pomysły w życie, ale bez szaleństw. Następnie pojawiły się "Król Lew" (1994) i "Toy Story" (1995). Wydawać by się mogło, że to rewolucyjne obrazy, ale niech nas to nie zmyli. To, że oglądaliśmy Afrykę animowaną tradycyjnie, ale za to z ogromnym rozmachem, czy komputerowe postaci zabawek, nie spadło z kosmosu. Co więcej - potrzeba było kolejnych kilku, a nawet kilkunastu lat, żeby na świecie pojawili się doskonale animowani komputerowo ogr z gadającym osiołkiem. Po drodze mieliśmy "Titan A.E." (2000) i "Final Fantasy: The Spirits Within" (2001). W tym pierwszym obrazie komputerowe wstawki są denerwujące. W drugim już nie.

Aki Ross w swoim własnym śnie

Doktor Aki Ross śni o zagładzie obcej cywilizacji, stojąc na powierzchni odległej planety. Wiatr rozwiewa jej włosy. Każdy z nich jest animowany osobno. (Animowano kilkadziesiąt tysięcy włosów!) Wyobrażacie sobie coś takiego w "Królu Lwie"? Nie tylko pracownicy Disneya do XXI wieku z konieczności dosyć prosto rysowali i "poruszali" bohaterów swoich kolejnych produkcji. Świat innego wielkiego studia - Ghibli - co prawda jest bardziej kanciasty od disneyowskiej kreski, ale i tak oba łączą uproszczenia. Grzywa lwa czy konia, a także włosy ludzkie są w nich przedstawiane jako jedna plama. Jeśli zdarzy się, że rozwieje je wiatr, to zobaczymy co najwyżej "powiewające" pasemka.

Mufasa

"Titan A.E." to jeden z niewielu filmów, które obejrzałam w kinie niedługo po premierze. Opowiada o Wszechświecie pełnym różnych inteligentnych form życia. Jedna z nich zniszczyła Ziemię. Na szczęście wcześniej Ziemianie zrealizowali projekt przypominający Arkę Noego - zbudowano i wysłano w przestrzeń kosmiczną ogromny statek pełen zapisów genetycznych prawie wszystkich gatunków zamieszkujących naszą planetę. Po wielu latach życia na wygnaniu potrzebny był oczywiście bohater, który znajdzie statek-matkę i zbuduje Nową Ziemię. Kiedy wypełniał tę misję, usiadł za sterami wielozadaniowej "Walkirii" i zaczął bawić się z istotami, które można nazwać "delfinami kosmosu". Wtedy gdy on przyspieszał, one też przyspieszały. Kręcił beczki i one robiły to w ślad za nim. A kiedy postanowił wywołać elektromagnetyczną burzę na czymś, co można by nazwać "kosmiczną jaskinią", one ochoczo mu towarzyszyły. Oczywiście istoty te przyniosły głównemu bohaterowi szczęście. Sekwencję tę ilustrował utwór "It's My Turn To Fly" The Urge. I co? Musiałam zwrócić uwagę na piękne złożenie animacji i piosenki. Ponieważ w Internecie znalazłam ten porywający fragment "Tytana" tylko z podkładem niemieckim, to proponuję tutaj jedynie słowa The Urge.
It's my turn to fly
I'm proving ground tonight
Try to be the best that I can
Grown to be a man
Only human can understand
I fill my lungs with fear and I exhale!

It's my turn to fly
Father be with me tonight
I'm right on target (keep your dream alive)
It's my turn to fly
gotta prove this tonight

Deep in 3043, the refugees survived
The whole of humanity lies in my hand
Give me the chance to tonight
I'll prove to you what's in my eyes
Bring us to victory
Our dreams become reality

It's my turn to fly
Father be with me tonight
I'm right on target (keep your dream alive)
It's my turn to fly
Gotta prove this tonight

Kadr z filmu "Titan A.E."
PS
It's my turn!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz